Pamiętali o zamordowanych żołnierzach
75 rocznica mordu
Żołnierze Armii Krajowej byli bez wątpienia bohaterami, którzy w trakcie okupacji niemieckiej walczyli o wolność, nie dbając o własne życie. Jednakże już po II Wojnie Światowej nie spotkały ich zaszczyty, nie otrzymywali orderów, nie zostali też w jakikolwiek sposób docenieni. Komunistyczne władze postanowiły prześladować akowców. Bohaterskie ale też tragiczne opowieści o żołnierzach AK dotyczą najczęściej tych, którzy służyli w Warszawie. Często zapomina się o tych, którzy prowadzili heroiczne walki w innych częściach kraju. A właśnie w Dzierżoniowie doszło do jednej z najtragiczniejszych historii. 17 stycznia 1947 roku życie straciło trzech akowców.
Smutna historia
Tuż po wojnie władze komunistyczne przetrzymywały w dzierżoniowskim więzieniu trzech akowców. Byli to: Jerzy Kaszyński, Jerzy Pizła oraz Mieczysław Jaruzalski. Wszyscy żołnierze zostali rozstrzelali. Jerzy Kaszyński w momencie egzekucji pozostawał w związku małżeńskim z 21-letnią kobietą. Mieli oni 3-miesięczną córkę. Kaszyński pragnął przed śmiercią spotkać się z żoną, ale władze mu na to nie zezwoliły. Żona Kaszyńskiego nie mogła go pochować, a ze względu na bałagan w dokumentach długo nie mogła prawnie potwierdzić swojego nowego stanu cywilnego – wdowa.
Po egzekucji żołnierzy AK spoczęli oni w nieznanym miejscu. Do dziś nie wiadomo, gdzie konkretnie mogą spoczywać ich doczesne szczątki. Obecnie istnieje tylko symboliczny grób, zlokalizowany na dzierżoniowskim cmentarzu.